Trwa ładowanie. Prosimy o chwilę cierpliwości.
Wykształcenie:

Szkoła Główna Handlowa w Warszawie, Studia MBA na Politechnice Warszawskiej

Jaką radę chciałby Pan przekazać osobom, które rozpoczynają karierę zawodową?

Uważam, że duże znaczenie dzisiaj ma znajomość języka obcego a jeżeli ktoś ma już zdefiniowaną ścieżkę kariery i wie czego chce, to ważna jest konsekwencja w działaniu i cierpliwość. Trzeba pamiętać, że umiejętności nie nabędzie się po 3 miesiącach pracy, bo zdobywa się je latami.

Jak podjąć właściwą decyzję dotyczącą wyboru miejsca pracy?

Gdybym miał dokonać takiego wyboru dziś, na pewno oceniałbym pracodawcę w takim trójkącie, tzn. po pierwsze: jakie oferuje możliwości rozwoju, po drugie: jakie mogę otrzymać wynagrodzenie za swoją pracę i po trzecie: jaka atmosfera panuje w organizacji. Uważam, że ten trzeci aspekt jest bardzo ważny. Cieszę się, że coraz więcej firm dba o to, by pomóc pracownikom odnaleźć się w rzeczywistości korporacyjnej i stara się stworzyć przyjazne miejsce pracy. W końcu spędzamy w niej dużą część swojego życia.

CEO Liderzy
Adrian Sejdak
Zastępca Dyrektora Generalnego
Zawsze lubiłem liczby. Obecnie bankowość nie ma dużo do czynienia z liczeniem i przechowywaniem pieniędzy, chociaż pod koniec dnia kasa musi się zgadzać.

Redakcja: Jak przebiegała Pana ścieżka kariery?

Adrian Sejdak: Rozpocząłem pracę w 2002 roku. Prawie cały czas byłem i jestem związany z bankowością. Jednym z wymogów na studiach w Szkole Głównej Handlowej było to, by w trakcie wakacji odbyć staż, który był przygotowaniem do późniejszej pracy. Ja swój odbyłem w Śląskim Banku Hipotecznym. Była to wówczas mała jednostka, licząca około 60-70 osób, dlatego pracownicy mieli szeroki zakres obowiązków, co służyło rozwojowi. Z czasem z miesiąca zrobiły się trzy, a w efekcie – 3 lata. Dość dużym wyzwaniem było łączenie pracy ze studiami, co udało mi się głównie dlatego, że mogłem dostosować swój plan zajęć i godziny pracy.

Później dołączyłem do firmy General Electric. Kolega, który mnie wówczas zatrudniał mówił, że firma ta może nie płaci, ale uczy. Z perspektywy tych kilku lat, które tam spędziłem, muszę przyznać, że była to najlepsza szkoła życia.

W ramach GE pracowałem w różnych biznesach, miałem też epizod zagraniczny. Dzięki temu, z jednej strony mogłem zdobyć doświadczenie międzynarodowe, a z drugiej – nauczyć się języka biznesowego.

Moją kolejną zmianą była praca w Polbanku. Dołączyłem do zespołu, który dość mocno i ambitnie wszedł na rynek, do tego stopnia, że w wyniku efektu kryzysu w Stanach Zjednoczonych i w Europie trzeba było sprzedać tę jednostkę Raiffeisenowi. Dziś to, co Polbank wniósł do Raiffeisena, głównie w zakresie kredytów hipotecznych, jest wyodrębnione do oddziału, którym obecnie współzarządzam. Są to głownie kredyty hipoteczne w walutach obcych.

Z czego wynikał Pana wybór właśnie finansów i bankowości?

Zawsze lubiłem liczby. Obecnie bankowość nie ma dużo do czynienia z liczeniem i przechowywaniem pieniędzy, chociaż pod koniec dnia kasa musi się zgadzać.

Jakiś czas temu zastanawiałem się, czy chciałbym, żeby moja ścieżka kariery potoczyła się inaczej. To, co robiłem dotychczas sprawiało mi bardzo dużo frajdy i nadal czerpię z tego radość.

Jak wspomina Pan czas studiów?

Szkoła Główna Handlowa jest taką uczelnią, która pozwala zacząć pracę stosunkowo wcześnie, jeśli już na początku poświęci się sporo czasu i wysiłku na to, by zrealizować podstawową część wymogów programowych. Uważam to za dużą przewagę tych studiów. Patrząc z perspektywy czasu uważam, że łączenie ich z pracą to był właściwy wybór. Dzięki temu po trzech latach dobrze wiedziałem, co chciałbym robić w przyszłości, a czego na pewno nie.

Później jeszcze wrócił Pan na studia?

System szkolnictwa wyższego w Polsce nie daje dużo doświadczeń praktycznych. To, jak wygląda nauka w szkole, ma niewiele wspólnego z tym, co wykonuje się w pracy. Połączeniem doświadczeń zagranicznych i lokalnych był właśnie wybór dotyczący studiów MBA. Rozpocząłem je w stosunkowo młodym wieku, miałem wówczas 8 lat doświadczenia zawodowego. Tymczasem program jest raczej dedykowany specjalistom z dłuższym stażem. W związku z tym musiałem przejść szybką szkołę adaptacyjną, w czym pomogli mi koledzy i koleżanki, którzy byli ze mną w grupie i na roku. Tego typu studia poza teorią, która jest tą częścią niezbędną, pozwalają na pracę na podstawie doświadczeń własnych, cudzych, ale też tzw. business case’ów, na bazie których można wyciągać wnioski i analizować proces decyzyjny, a także efekty tych decyzji. Celem tych studiów jest to, by nauczyć się podejmować decyzje bardziej świadomie, brać za nie odpowiedzialność i wiedzieć, jakie mogą one mieć skutki

Na jakie stanowisko przyszedł Pan do Polbanku a później do Raiffeisena?

Do Polbanku przyszedłem na stanowisko osoby odpowiedzialnej za ofertę produktową i wszystkie elementy z nią powiązane. Ze względu na to, że Polbank przechodził różne przekształcenia, moje stanowisko przyjmowało różne nazwy, natomiast cały czas było związane z kredytami hipotecznymi.  

Rozumiem, że wraz z rozwojem tej organizacji i zmianami zmieniało się też na pewno Pana stanowisko. Jak dochodziło do tych awansów, co o nich decydowało?

Zawsze wiedziałem, co chciałbym robić w przyszłości i do tego dążyłem. Na pewno pomagało mi doświadczenie związane z bankowością hipoteczną jako złożonej konstrukcji produktowej. To dawało mi możliwość awansu w hierarchii organizacji. Jednostka przekształcała się a ja wraz z nią, dochodząc do stanowiska dyrektora departamentu, czyli osoby raportującej do członka zarządu po stronie Raiffeisen Polbank, a w końcu przyjmując funkcję zarządzającego jednostką oddziału banku zagranicznego – wydaje mi się, że jednego z największych, o ile nie największego w Polsce.

Co pomogło Panu w tym, żeby osiągnąć tak wysokie stanowisko?

Konsekwencja i niezależność.

To, do czego doszedłem lub to, co wypracowałem jest wynikiem moich wcześniejszych doświadczeń, wartości, które wnoszę do organizacji, oceny innych osób oraz przede wszystkim – umiejętności współpracy z ludźmi.

Charakter mojej pracy przez ostatnie lata był związany nie tylko z zarządzaniem zespołem, ale też współpracy z wieloma różnymi jednostkami, w których większość osób nie była bezpośrednio ode mnie zależna w strukturze organizacyjnej.

Szczególnie trudno zaangażować do współpracy pracowników, którzy wiedzą, że w perspektywie roku czy pół prawdopodobnie stracą pracę. Ich zaangażowanie jest wprost odwrotnie proporcjonalne do tego, jak długi będzie to czas. Cieszę się z tego, że mimo takiego otoczenia, jednak udało nam się przekształcić duży bank w coś mniejszego i zaangażować wielu ludzi, którzy poświęcili dużo czasu i pracy, by doprowadzić projekt do końca, mimo wielu przeciwności losu.

Czy to był najważniejszy projekt w Pana karierze?

W swojej karierze miałem wiele różnych inicjatyw, które zaczynaliśmy i już nawet dochodziliśmy do końca, ale z różnych przyczyn musieliśmy je przerwać. Natomiast to ostatnie doświadczenie szczególnie dobrze wspominam.

Co jest najtrudniejsze w Pana pracy? Czy właśnie to, że trzeba się pożegnać z pracownikami?

Dziś największym wyzwaniem sektora finansowego jest to, że ciągle dostosowujemy się do zmieniającego otoczenia i faktycznie zmniejszamy zatrudnienie. Szczególnie w tym obszarze trzeba podejmować decyzje w bardzo racjonalny sposób, uwzględniający emocje ludzi. Ze względu na to, że moja organizacja przekształcała się wiele razy, już nie tylko ja, ale też wiele osób, z którymi współpracowałem zdobyły doświadczenie, jak można przeprowadzić to w taki sposób, by było to mimo wszystko umiarkowanie miłe pożegnanie. Z dzisiejszej perspektywy cieszę się, że niektórzy doceniają te starania i działania. Myślę, że ważnym elementem w tym procesie jest transparentność.

Decyzje, które podejmujemy a dotyczą pieniędzy też są pewnym elementem ryzyka, przede wszystkim dlatego, że nie są to nasze pieniądze, więc z mojej perspektywy znacznie bardziej wnikliwie próbuję to ocenić. Z drugiej strony, przy aktywach na poziomie blisko 15 miliardów złotych każdą decyzję też trzeba podjąć z odpowiednią świadomością potencjalnych konsekwencji, a każda taka może oznaczać milionowe efekty.

Pana rola wiąże się z dużą odpowiedzialnością, ale też na pewno jest wiele stresujących sytuacji. Jak sobie Pan radzi właśnie ze stresem?

Gdy zaczynałem pracę, stresem była każda forma wystąpienia czy zabrania głosu w towarzystwie osób, które sprawowały wyższe stanowiska. Obecnie praca mnie nie stresuje, choć rzeczywiście czasem zdarzają się bardziej nerwowe sytuacje. Staram się jednak, żeby tych złych emocji i stresu było jak najmniej.

Jakie zadania w pracy należą do Pana ulubionych?

Lubię liczyć. Wydaje mi się, że wciąż posiadam umiejętności, które pod koniec dnia pozwalają mi przeliczyć coś samodzielnie. To nie jest też tak, że każdego dnia mam coś do zweryfikowania. Jeżeli dostaję szczegółowe raporty, które wynikają bezpośrednio ze zgromadzonych danych, to zawsze cieszę się, gdy moje wyniki zrobione w Excelu na szybko czy na kalkulatorze są bliskie tej rzeczywistości. To sprawia mi dużą satysfakcję. Natomiast faktem jest, że coraz mniej mam na to czasu, ale chęci są.

Profesjonalny manager – co to znaczy? Czym może objawiać się profesjonalizm w Pana branży? Co o nim decyduje właśnie w bankowości?

Profesjonalny manager z jednej strony nie powinien kierować się emocjami, a z drugiej strony – powinien słuchać innych i abstrahować od swoich własnych, osobistych przekonań.

Jak wygląda zachowanie work-life balance w Pana przypadku?

Teraz jest zdecydowanie lepiej. Wcześniej bywało różnie. Wydaje mi się, że dużą przewagą osób, które teraz dołączają do rynku pracy, jest ich świadomość tego, że praca jest pewnym dopełnieniem życia prywatnego. Bardzo im tego zazdroszczę.

Na czym może polegać dalszy rozwój w Pana przypadku?

Przez bardzo długi czas w Polsce kredyt hipoteczny wiązał się tylko z tym, jak pozyskiwać klientów. Natomiast od dobrych kilku lat, kredyt hipoteczny, a w zasadzie portfel hipoteczny to już nie tylko aktywa, lecz także pasywa. Dlatego będziemy poszukiwali optymalnej formuły finansowania dla udzielonych kredytów.

Czy zastanawiał się Pan co będzie Pan robił za 5-10 lat?

Chciałbym na pewnym etapie życia podzielić się swoimi doświadczeniami ze studentami, którzy dopiero będą wchodzili na rynek pracy. Moja mama była nauczycielem, więc można to uznać za doświadczenie rodzinne. Wydaje mi się, że nauczanie sprawiłoby mi wiele satysfakcji. Myślę o tym już od kilku lat. 

Dziękuję za rozmowę. 

Adrian Sejdak
Zastępca Dyrektora Generalnego

Redakcja: Jak przebiegała Pana ścieżka kariery?

Adrian Sejdak: Rozpocząłem pracę w 2002 roku. Prawie cały czas byłem i jestem związany z bankowością. Jednym z wymogów na studiach w Szkole Głównej Handlowej było to, by w trakcie wakacji odbyć staż, który był przygotowaniem do późniejszej pracy. Ja swój odbyłem w Śląskim Banku Hipotecznym. Była to wówczas mała jednostka, licząca około 60-70 osób, dlatego pracownicy mieli szeroki zakres obowiązków, co służyło rozwojowi. Z czasem z miesiąca zrobiły się trzy, a w efekcie – 3 lata. Dość dużym wyzwaniem było łączenie pracy ze studiami, co udało mi się głównie dlatego, że mogłem dostosować swój plan zajęć i godziny pracy.

Później dołączyłem do firmy General Electric. Kolega, który mnie wówczas zatrudniał mówił, że firma ta może nie płaci, ale uczy. Z perspektywy tych kilku lat, które tam spędziłem, muszę przyznać, że była to najlepsza szkoła życia.

W ramach GE pracowałem w różnych biznesach, miałem też epizod zagraniczny. Dzięki temu, z jednej strony mogłem zdobyć doświadczenie międzynarodowe, a z drugiej – nauczyć się języka biznesowego.

Moją kolejną zmianą była praca w Polbanku. Dołączyłem do zespołu, który dość mocno i ambitnie wszedł na rynek, do tego stopnia, że w wyniku efektu kryzysu w Stanach Zjednoczonych i w Europie trzeba było sprzedać tę jednostkę Raiffeisenowi. Dziś to, co Polbank wniósł do Raiffeisena, głównie w zakresie kredytów hipotecznych, jest wyodrębnione do oddziału, którym obecnie współzarządzam. Są to głownie kredyty hipoteczne w walutach obcych.

Z czego wynikał Pana wybór właśnie finansów i bankowości?

Zawsze lubiłem liczby. Obecnie bankowość nie ma dużo do czynienia z liczeniem i przechowywaniem pieniędzy, chociaż pod koniec dnia kasa musi się zgadzać.

Jakiś czas temu zastanawiałem się, czy chciałbym, żeby moja ścieżka kariery potoczyła się inaczej. To, co robiłem dotychczas sprawiało mi bardzo dużo frajdy i nadal czerpię z tego radość.

Jak wspomina Pan czas studiów?

Szkoła Główna Handlowa jest taką uczelnią, która pozwala zacząć pracę stosunkowo wcześnie, jeśli już na początku poświęci się sporo czasu i wysiłku na to, by zrealizować podstawową część wymogów programowych. Uważam to za dużą przewagę tych studiów. Patrząc z perspektywy czasu uważam, że łączenie ich z pracą to był właściwy wybór. Dzięki temu po trzech latach dobrze wiedziałem, co chciałbym robić w przyszłości, a czego na pewno nie.

Później jeszcze wrócił Pan na studia?

System szkolnictwa wyższego w Polsce nie daje dużo doświadczeń praktycznych. To, jak wygląda nauka w szkole, ma niewiele wspólnego z tym, co wykonuje się w pracy. Połączeniem doświadczeń zagranicznych i lokalnych był właśnie wybór dotyczący studiów MBA. Rozpocząłem je w stosunkowo młodym wieku, miałem wówczas 8 lat doświadczenia zawodowego. Tymczasem program jest raczej dedykowany specjalistom z dłuższym stażem. W związku z tym musiałem przejść szybką szkołę adaptacyjną, w czym pomogli mi koledzy i koleżanki, którzy byli ze mną w grupie i na roku. Tego typu studia poza teorią, która jest tą częścią niezbędną, pozwalają na pracę na podstawie doświadczeń własnych, cudzych, ale też tzw. business case’ów, na bazie których można wyciągać wnioski i analizować proces decyzyjny, a także efekty tych decyzji. Celem tych studiów jest to, by nauczyć się podejmować decyzje bardziej świadomie, brać za nie odpowiedzialność i wiedzieć, jakie mogą one mieć skutki

Na jakie stanowisko przyszedł Pan do Polbanku a później do Raiffeisena?

Do Polbanku przyszedłem na stanowisko osoby odpowiedzialnej za ofertę produktową i wszystkie elementy z nią powiązane. Ze względu na to, że Polbank przechodził różne przekształcenia, moje stanowisko przyjmowało różne nazwy, natomiast cały czas było związane z kredytami hipotecznymi.  

Rozumiem, że wraz z rozwojem tej organizacji i zmianami zmieniało się też na pewno Pana stanowisko. Jak dochodziło do tych awansów, co o nich decydowało?

Zawsze wiedziałem, co chciałbym robić w przyszłości i do tego dążyłem. Na pewno pomagało mi doświadczenie związane z bankowością hipoteczną jako złożonej konstrukcji produktowej. To dawało mi możliwość awansu w hierarchii organizacji. Jednostka przekształcała się a ja wraz z nią, dochodząc do stanowiska dyrektora departamentu, czyli osoby raportującej do członka zarządu po stronie Raiffeisen Polbank, a w końcu przyjmując funkcję zarządzającego jednostką oddziału banku zagranicznego – wydaje mi się, że jednego z największych, o ile nie największego w Polsce.

Co pomogło Panu w tym, żeby osiągnąć tak wysokie stanowisko?

Konsekwencja i niezależność.

To, do czego doszedłem lub to, co wypracowałem jest wynikiem moich wcześniejszych doświadczeń, wartości, które wnoszę do organizacji, oceny innych osób oraz przede wszystkim – umiejętności współpracy z ludźmi.

Charakter mojej pracy przez ostatnie lata był związany nie tylko z zarządzaniem zespołem, ale też współpracy z wieloma różnymi jednostkami, w których większość osób nie była bezpośrednio ode mnie zależna w strukturze organizacyjnej.

Szczególnie trudno zaangażować do współpracy pracowników, którzy wiedzą, że w perspektywie roku czy pół prawdopodobnie stracą pracę. Ich zaangażowanie jest wprost odwrotnie proporcjonalne do tego, jak długi będzie to czas. Cieszę się z tego, że mimo takiego otoczenia, jednak udało nam się przekształcić duży bank w coś mniejszego i zaangażować wielu ludzi, którzy poświęcili dużo czasu i pracy, by doprowadzić projekt do końca, mimo wielu przeciwności losu.

Czy to był najważniejszy projekt w Pana karierze?

W swojej karierze miałem wiele różnych inicjatyw, które zaczynaliśmy i już nawet dochodziliśmy do końca, ale z różnych przyczyn musieliśmy je przerwać. Natomiast to ostatnie doświadczenie szczególnie dobrze wspominam.

Co jest najtrudniejsze w Pana pracy? Czy właśnie to, że trzeba się pożegnać z pracownikami?

Dziś największym wyzwaniem sektora finansowego jest to, że ciągle dostosowujemy się do zmieniającego otoczenia i faktycznie zmniejszamy zatrudnienie. Szczególnie w tym obszarze trzeba podejmować decyzje w bardzo racjonalny sposób, uwzględniający emocje ludzi. Ze względu na to, że moja organizacja przekształcała się wiele razy, już nie tylko ja, ale też wiele osób, z którymi współpracowałem zdobyły doświadczenie, jak można przeprowadzić to w taki sposób, by było to mimo wszystko umiarkowanie miłe pożegnanie. Z dzisiejszej perspektywy cieszę się, że niektórzy doceniają te starania i działania. Myślę, że ważnym elementem w tym procesie jest transparentność.

Decyzje, które podejmujemy a dotyczą pieniędzy też są pewnym elementem ryzyka, przede wszystkim dlatego, że nie są to nasze pieniądze, więc z mojej perspektywy znacznie bardziej wnikliwie próbuję to ocenić. Z drugiej strony, przy aktywach na poziomie blisko 15 miliardów złotych każdą decyzję też trzeba podjąć z odpowiednią świadomością potencjalnych konsekwencji, a każda taka może oznaczać milionowe efekty.

Pana rola wiąże się z dużą odpowiedzialnością, ale też na pewno jest wiele stresujących sytuacji. Jak sobie Pan radzi właśnie ze stresem?

Gdy zaczynałem pracę, stresem była każda forma wystąpienia czy zabrania głosu w towarzystwie osób, które sprawowały wyższe stanowiska. Obecnie praca mnie nie stresuje, choć rzeczywiście czasem zdarzają się bardziej nerwowe sytuacje. Staram się jednak, żeby tych złych emocji i stresu było jak najmniej.

Jakie zadania w pracy należą do Pana ulubionych?

Lubię liczyć. Wydaje mi się, że wciąż posiadam umiejętności, które pod koniec dnia pozwalają mi przeliczyć coś samodzielnie. To nie jest też tak, że każdego dnia mam coś do zweryfikowania. Jeżeli dostaję szczegółowe raporty, które wynikają bezpośrednio ze zgromadzonych danych, to zawsze cieszę się, gdy moje wyniki zrobione w Excelu na szybko czy na kalkulatorze są bliskie tej rzeczywistości. To sprawia mi dużą satysfakcję. Natomiast faktem jest, że coraz mniej mam na to czasu, ale chęci są.

Profesjonalny manager – co to znaczy? Czym może objawiać się profesjonalizm w Pana branży? Co o nim decyduje właśnie w bankowości?

Profesjonalny manager z jednej strony nie powinien kierować się emocjami, a z drugiej strony – powinien słuchać innych i abstrahować od swoich własnych, osobistych przekonań.

Jak wygląda zachowanie work-life balance w Pana przypadku?

Teraz jest zdecydowanie lepiej. Wcześniej bywało różnie. Wydaje mi się, że dużą przewagą osób, które teraz dołączają do rynku pracy, jest ich świadomość tego, że praca jest pewnym dopełnieniem życia prywatnego. Bardzo im tego zazdroszczę.

Na czym może polegać dalszy rozwój w Pana przypadku?

Przez bardzo długi czas w Polsce kredyt hipoteczny wiązał się tylko z tym, jak pozyskiwać klientów. Natomiast od dobrych kilku lat, kredyt hipoteczny, a w zasadzie portfel hipoteczny to już nie tylko aktywa, lecz także pasywa. Dlatego będziemy poszukiwali optymalnej formuły finansowania dla udzielonych kredytów.

Czy zastanawiał się Pan co będzie Pan robił za 5-10 lat?

Chciałbym na pewnym etapie życia podzielić się swoimi doświadczeniami ze studentami, którzy dopiero będą wchodzili na rynek pracy. Moja mama była nauczycielem, więc można to uznać za doświadczenie rodzinne. Wydaje mi się, że nauczanie sprawiłoby mi wiele satysfakcji. Myślę o tym już od kilku lat. 

Dziękuję za rozmowę. 

Jaką radę chciałby Pan przekazać osobom, które rozpoczynają karierę zawodową?

Uważam, że duże znaczenie dzisiaj ma znajomość języka obcego a jeżeli ktoś ma już zdefiniowaną ścieżkę kariery i wie czego chce, to ważna jest konsekwencja w działaniu i cierpliwość. Trzeba pamiętać, że umiejętności nie nabędzie się po 3 miesiącach pracy, bo zdobywa się je latami.

Jak podjąć właściwą decyzję dotyczącą wyboru miejsca pracy?

Gdybym miał dokonać takiego wyboru dziś, na pewno oceniałbym pracodawcę w takim trójkącie, tzn. po pierwsze: jakie oferuje możliwości rozwoju, po drugie: jakie mogę otrzymać wynagrodzenie za swoją pracę i po trzecie: jaka atmosfera panuje w organizacji. Uważam, że ten trzeci aspekt jest bardzo ważny. Cieszę się, że coraz więcej firm dba o to, by pomóc pracownikom odnaleźć się w rzeczywistości korporacyjnej i stara się stworzyć przyjazne miejsce pracy. W końcu spędzamy w niej dużą część swojego życia.

Wykształcenie:

Szkoła Główna Handlowa w Warszawie, Studia MBA na Politechnice Warszawskiej