Trwa ładowanie. Prosimy o chwilę cierpliwości.

Art banking w Polsce to fikcja?

Eksperci zgadzają się co do tego, że usługi art bankingu jeszcze w Polsce raczkują. Miejsce na rynku pracy jest bardziej dla pionierów w tym obszarze niż dla tych, którzy szukają etatu.
Kategoria: Wiadomości
07.05.2014
Art banking jest czasem kojarzony z szeroko pojętym doradztwem dotyczącym inwestowania w sztukę. W istocie jednak jest to termin ściśle związany z bankowością w ramach private bankingu lub usługami świadczonymi przez instytucje parabankowe. W Polsce art banking jest jeszcze zarówno na bardzo niskim poziomie rozwoju, jak i nie cieszy się popularnością wśród klientów. Pewne ożywienie widać dopiero w ostatnich kilku latach.

– W Polsce prawdziwego art bankingu właściwie nie ma – twierdzi Robert Fizek, historyk sztuki i Art Consultant, który zawodowo doradza przy tworzeniu kolekcji dzieł sztuki. Współpracował m.in. przy tworzeniu kolekcji Fundacji VOX-Artis, Fundacji Kulczyk oraz Fundacji Signum. – Niedawno przeprowadziłem pewien eksperyment. Zadzwoniłem do wszystkich banków deklarujących usługi art bankingu w ofercie. Pytałem o pomoc w zainwestowaniu w sztukę. W większości przypadków wprawiłem pracowników w zakłopotanie. Kilka razy usłyszałem w słuchawce ciche narady pracowników zastanawiających się wspólnie: "Art banking? Mamy coś takiego"? Potem albo otrzymywałem wymijające odpowiedzi, albo kierowano mnie do zewnętrznego podmiotu, który, jak się wydaje, współpracuje z prawie wszystkimi bankami na naszym rynku.


Co oferuje art banking?


Art Banking to w istocie bardzo szeroki wachlarz usług, obejmujący znacznie więcej niż kierowanie klientów do domu aukcyjnego, który poleci klientowi inwestycję… w to, co ma aktualnie na sprzedaż. Usługi art  bankingu na świecie to m.in. wsparcie klienta w zakresie wyceny dzieł sztuki, doradztwo w zakresie inwestycji, udzielanie kredytów pod zastaw dzieł sztuki oraz na ich zakup, a także sprzedaż jednostek uczestnictwa funduszy inwestycyjnych opartych o sztukę. Banki doradzają też w sprawie dziedziczenia dzieł oraz pilotują operacje ich sprzedaży i kupna. Oprócz tych "twardych" usług instytucje finansowe wykorzystują sztukę jako element utrzymywania dobrych relacji z bogatymi klientami. Zapraszają ich np. na specjalne wystawy poprzedzające oficjalne wernisaże czy organizują spotkania z artystami. Te ostatnie działania dominowały przez wiele lat w światowym art bankingu:

– Sztuka była traktowana wcześniej tylko jako dodatek do standardowej oferty, pozwalający polepszyć lub utrwalić relacje z bogatym klientem, poznać się z nim – mówi Maciej Gajewski, Ekspert Rynku Sztuki w Abbey House Group, analityk i autor tekstów o światowym i polskim rynku sztuki. Prowadzi rubrykę o polskim rynku aukcyjnym w magazynie "Art & Business". – Teraz art banking idzie coraz bardziej w kierunku transakcji i wspierania klientów w dywersyfikacji portfela. Kryzys z lat 2008–2009 pokazał, że warto mieć w portfelu sztukę, bo to ciekawa alternatywa dla giełdy. Dlatego przewiduję, że rynek usług art bankingu rozwinie się u nas w najbliższych latach.


Gdzie tu miejsce dla finansistów?


Najważniejszą rolę na rynku pracy w art bankingu pełni wiedza na temat sztuki. To powoduje, że pierwsze skrzypce grają w tych usługach absolwenci kierunków studiów humanistycznych, przede wszystkim historii sztuki i pokrewnych. Finansiści zajmują się przede wszystkim sprzedażą usług i obsługą klienta. Praca jest też dla analityków, którzy specjalizują się w analizach rynku sztuki, tak jak ich koledzy specjalizują się np. w rynku kredytów czy obligacji. W Polsce jednak pracy jest mało, a i w światowych bankach działy zajmujące się art bankingiem nie są rozbudowane.

– Swego czasu najlepiej rozwinięty dział art bankingu miał bank UBS. Pracowało w tym dziale kilkanaście osób – mówi Robert Fizek. – Gdy pojawił się kryzys i kłopoty UBS skutkujące cięciami personalnymi w art bankingu, wszyscy, którzy tam pracowali w ciągu 2 tygodni znaleźli zatrudnienie w innych bankach. Większość z nich miała jednak za sobą studia związane ze sztuką. Najważniejsze czynniki sukcesu dla pracowników banków w tej branży to nie tylko wiedza o sztuce, ale także znajomość rynku sztuki i jego głównych graczy. Takie kontakty są konieczne, aby np. potwierdzić wartość, autentyczność i stan konserwatorski dzieła sztuki.

W Polsce stanowisk pracy, które wiążą się wyłącznie z prowadzeniem art bankingu, właściwie w ogóle nie ma. Te usługi, tak jak wszędzie na świecie, są częścią private bankingu albo wealth management, ale pracownicy tych działów w polskich bankach z art bankingiem stykają się bardzo rzadko. Za granicą zespoły zajmujące się wyłącznie art bankingiem są niewielkie, ale z drugiej strony ma je prawie każdy większy bank.

– To bardzo niszowa działalność, ale 80 proc. banków na świecie ma to w ofercie . Dlatego, że takie usługi pomagają pozyskać bardzo bogatego klienta - mówi Robert Fizek. – Ten klient może kupić coś innego, przenieść konto firmowe itp. A to są już konkretne pieniądze. Po światowym kryzysie 2008 roku dzieła sztuki uzyskały w świadomości wielu inwestorów status bardzo poważnego aktywa inwestycyjnego w portfelu inwestycji alternatywnych. Do Polski to myślenie też dotrze.

Zdaniem Jerzego Cichowicza, Prezesa firmy Kalokagathia, współpracującej z bankami w ramach doradztwa inwestycyjnego w obszarze sztuki, problem leży też w niedoinwestowaniu działalności art bankingowej w polskich bankach. – Aby banki zajmowały się poważnie art bankingiem, muszą na to przeznaczać odpowiedni budżet. Jeśli cały budżet działu idzie na pensje pracowników, to trudno utrzymywać współpracę z ekspertami zajmującymi się wyceną lub ich wyszukiwać i pozyskiwać do współpracy – mówi Jerzy Cichowicz. – W wielu przypadkach mamy do czynienia z bardzo wąską specjalizacją ekspertów;   często szuka się kogoś, kto zna się na dziełach jakiegoś artysty z wybranego okresu jego twórczości.


Tania sztuka i obawy przed inwestowaniem


Dlaczego polski rynek art bankingu jest tak wątły? Składa się na to kilka czynników. Należą do nich między innymi niskie ceny i obroty naszego rynku sztuki w porównaniu z innymi krajami. Problem tkwi też w mentalności i zainteresowaniach ludzi kończących polskie uczelnie finansowe.

– Sztuka w Polsce jest wciąż za tania i zapewne jeszcze znacznie zdrożeje. Najdroższe polskie dzieła sztuki ustępują ceną najdroższym dziełom czeskim czy węgierskim, a przecież jak się wydaje pod względem siły gospodarki wyprzedzamy te kraje – mówi Robert Fizek. –  Po drugie absolwenci kierunków finansowych na polskich uczelniach mają nieco lekceważący stosunek do sztuki. Uważają, że to żaden biznes, bo rynek jest zbyt mało wart. Widzę za to zupełnie inne podejście do tego tematu u osób, które mają za sobą pracę w bankach za granicą – oni dostrzegają art banking jako ważny i bardzo prestiżowy element oferty.

Na rynek usług art bankingu ma też wpływ postrzeganie ryzyka inwestycji oraz płynności działań. Na pewno transakcje zakupu dzieł sztuki nie dają takich możliwości szybkiego otwierania i zamykania jak te na współczesnej giełdzie papierów wartościowych. Poszukiwanie i wycena oraz zakup dzieł sztuki trwa o wiele dłużej niż np. przygotowanie do zakupu akcji. Podobnie jest ze zbyciem – nie da się tego zrobić "jednym kliknięciem". Wiele osób nie zdaje sobie też sprawy z tego, że wycena dzieł sztuki nie jest loterią – wszystko można precyzyjnie oszacować, co powoduje, że ryzyko inwestycji nie jest większe niż przy akcjach czy jednostkach uczestnictwa funduszy.

– Stopień ryzyka inwestowania w sztukę nie jest wysoki, jeśli działa się profesjonalnie, czyli korzysta z usług ekspertów lub samemu jest się ekspertem – mówi Maciej Gajewski. – Badania pokazały, że odchylenie standardowe dla uzyskiwanych stóp zwrotu jest dla inwestycji w sztukę niższe niż w przypadku akcji. Oczywiście jeśli w transakcje wejdzie ktoś bez wiedzy, to jest to bardzo ryzykowne. Sztuka staje się jednak czymś w rodzaju kolejnego typu instrumentów finansowych. I tak jak w przypadku akcji czy obligacji można inwestować zarówno w sposób zrównoważony, jak i agresywny, kupując prace młodych artystów z niepewną przyszłością. 

Nie bez wpływu na rozwój art bankingu w Polsce pozostaje też stan zamożności Polaków. Inwestowanie w sztukę dotyczy przede wszystkim tych najbogatszych. Młodzi Polacy są wciąż "na dorobku". –  Zakup sztuki jest nadal dla przeciętnego Polaka wielkim wydarzeniem – mówi Jerzy Cichowicz. – Młody Polak musi przede wszystkim myśleć o zapewnieniu sobie podstawowych potrzeb bytowych:  mieszkania, wyposażenia domu, samochodu. Potem przychodzi czas na pierwszy obraz. W bogatszych, zachodnich społeczeństwa kupno sztuki to coś bardziej "zwyczajnego" i kupują ją także Ci, którzy nie należą do elit finansowych.


Sztuka jako instrument finansowy


Dzieła sztuki są współcześnie na świecie zarówno aktywem inwestycyjnym, jak i kredytowym. Można uzyskać pod ich zastaw kredyty i pożyczki, instytucje finansowe oferują też kredytowanie ich zakupu. Na świecie jest też coraz więcej funduszy inwestycyjnym opartych na sztuce. W 2012 ich wartość wynosiła ponad 1,5 mld dolarów. W Polsce takie fundusze dopiero raczkują, najwięcej z nich działa w Nowym Jorku i Londynie. 

– Szacuję, że na świecie  działa aktualnie około 70 takich funduszy – mówi Robert Fizek. – Zwykle są to zamknięte fundusze inwestycyjne. Mają wysoki poziom wejścia – zwykle nie mniej niż 100 tys. dolarów. Niektóre z nich mają już za sobą kilka edycji. Zarządzają nimi eksperci sztuki. Gdy przyjrzymy się tym ludziom bliżej, to znajdziemy wśród nich osoby takie, jak były dyrektor działu sztuki najnowszej domu aukcyjnego Sotheby's albo osoby, które przez kilkadziesiąt lat prowadziły znane  galerie. Fundusze są często bardzo wyspecjalizowane. Natrafimy np. na fundusz inwestujący w starą sztukę chińską czy wyłącznie w sztukę nowoczesną.
 
Art banking to nie wróżenie z fusów, ani "okazyjne", złote interesy. To solidne usługi bankowe związane z określonym rynkiem, wymagające wiedzy. Media donoszą czasem o sensacyjnych zarobkach rzędu 1000 proc., uzyskanych na gwałtownie drożejących dziełach wcześniej niedocenianych artystów. Rzeczywistość jest bardziej prozaiczna. Art banking to sprzedaż usług bankowych, dobra obsługa klienta i zapewnianie przyzwoitych zarobków, konkurencyjnych dla innych inwestycji. Jest tu miejsce zarówno dla finansistów, którzy zainteresują się rynkiem sztuki, jak i dla koneserów, którzy postanowią połączyć swoją pasję z zarobkami w bankowości.

– Art banking powinno się postrzegać jako możliwość dywersyfikacji portfela, a nie myśleć w kontekście kokosowych interesów. W krajach zachodniej Europy inwestorzy starają się, aby około 10 proc. ich portfela stanowiła sztuka – mówi Jerzy Cichowicz. – U nas do inwestowania w sztukę podchodzi się często odwrotnie niż trzeba. Bardzo dużo kupuje się  u nas sztuki "młodej". Jest ona dość tania, ale inwestowanie w nią obarczone jest większym ryzykiem, bo za kilka lat dany artysta może przestać nawet już malować. Niedoceniana jest za to sztuka, którą można nazwać ogólnie "sztuka dawną" spoza kręgu najbardziej znanych artystów. Ludzie, którzy zajmują się art bankingiem po obu stronach – zarówno bankierzy, jak i klienci muszą zdawać sobie sprawę, że to nie jest „szybki zarobek”, a raczej zbieranie majątku dla wnuków.

Zobacz również